Ku mojemu zdziwieniu jakoś zdołałam zwlec się z łóżka o 5.30 nad ranem, chociaż zasnęłam dopiero w środku nocy.
Po dotarciu na MRT okazało się, że musimy poczekać na metro, bo o tej godzinie dopiero otwierają.
Wysiedliśmy na stacji Bishan i czekaliśmy na resztę uczestników wyprawy. Potem załadowaliśmy się do dwóch aut i wyruszyliśmy w stronę rezerwatu Bukit Timah.
Gdy wysiedliśmy, poszliśmy od razu w stronę naszego szlaku. Okazało się, że droga na szczyt nie była wcale taka prosta. Niestety w Singapurze człowiek się strasznie rozleniwia i chyba jedynym ruchem jest tu przejście się na stację metra, co wcale nie jest takie ciężkie, wliczając w to ile schodów ruchomych pokonuje się po drodze…
Zanim dotarliśmy na szczyt, mieliśmy kilka przystanków na napicie się wody i na poobserwowanie małp, które skakały nam nad głowami. Nie mamy jednak żadnego dobrego zdjęcia małpek, bo były bardzo ruchliwe i nie dały się uchwycić aparatem. Karmienie ich jest tu zabronione, ponieważ mogą się stać bardzo niebezpieczne.
Jak już dotarliśmy na góre, a raczej na pagórek, zrobiliśmy zdjęcie pamiątkowe i udaliśmy się w drogę powrotną.
Trochę żałuję, że takie tempo było narzucone, ponieważ miałam wielką nadzieję, że uda mi się zrobić kilka dobrych zdjęć przyrody i zwierząt.
Pomimo to udało mi się uchwycić część tej fauny i flory zanim zeszliśmy na parking.
Po naszej wyprawie udaliśmy się na zasłużone śniadanie do tzw. wet marketu. Nazwa bierze się stąd, że często polewa się podłogę wodą, żeby zmyć zanieczyszczenia. Nasz znajomy opowiadał nam, że jeszcze niedawno, były tu specjalne stoiska, gdzie zabijało się kury i kaczki. Na szczęście jest to już zabronione. Dostaliśmy na śniadanie pewne chińskie przysmaki, które z samego wyglądu nie wydawały się wcale smaczne. Postanowiłam jednak, że chociaż spróbuje każdego i stwierdziłam, że chyba jednak wolałabym kanapkę z szynką i serem.
Moją uwagę w wet markecie przykuł pewien ołtarzyk, gdzie ludzie podchodzili, modlili się i zapalali kadzidła. Wyjaśniono nam, że praktycznie każdy taki market ma swojego patrona, do którego ludzie modlą się o pomyślność tego miejsca.
Po śniadaniu zostaliśmy odwiezieni do domu i padliśmy zmęczeni na łożko, uznając, że musimy odespać tą nieprzespaną do końca noc…
w tropikalnym klimacie 163m to jak 160(sniezka) , jednak bylo bardzo przyjemnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
sniezka ma 1603 rzecz jasna
UsuńNo bardzo fajnie bylo, tylko sniegu na szczycie nie zastalismy ;)
OdpowiedzUsuń