Po śniadaniu wyruszyliśmy na plażę. Po drodze patrzyliśmy jak tutejsi ludzie mieszkają i podziwialiśmy piękno przyrody. Niestety z tego dnia nie mamy za dużo zdjęć, ponieważ jak tylko dotraliśmy na plażę, złapała nas burza. Nie było to wcale takie złe, bo można było chociaż na chwilę odetchnąć od tego gorąca.
Zaczepił nas wtedy tubylec, który niestety nie znał ani słowa angielskiego. Pozostał nam jedynie tzw. język gestów. Zaczął wymachiwać swoją siecią na ryby, która miał przy sobie i zataczać kręgi rękoma w stronę morza. Domyśliliśmy się, że chce, żeby mu pomóc w łowieniu ryb. Pokazał na nasze buty, co znaczyło, że musimy je założyć zanim zaczniemy „łowy”. Wręczył mojemu chłopakowi początek sieci i kazał mu zaczekać. Tubylec w tym czasie zaczął rozwijać sieć w drugą stronę. Gdy sieć już była całkiem rozwinięta, pokazał gestami dłoni, że teraz musimy zaganiać ryby rękoma i iść w stronę sieci.
Pomimo starań nasze połowy były mizerne, bo udało nam się złowić jedynie dwie małe rybki. Ale to nic, bo ile radości nam to dało! Tubylec poprosił nas jeszcze o papierosa, po czym wyruszył w dalszą podróż wzdłuż plaży.
Po połowach wróciliśmy do resortu, a potem wyruszyliśmy coś zjeść. Znaleźliśmy włoską pizzerię i stwierdziliśmy, że spróbujemy jak smakuje tajsko-włoska pizza.
W drodze powrotnej zaszliśmy do wypożyczalni aut prowadzonej przez przemiłą tajlandzką rodzinkę.
Wypożyczyliśmy jeepa na całe trzy dni i umówiliśmy się, że przyjdziemy po niego w następny dzień przed południem.
|
Jeden nocleg wychodzi ok. 62 zł.... |
|
Wypożyczalnia aut |
|
Ptaki w klatkach można spotkać w większości domów |
|
Pina Colada w kokosie :) |
|
Niebo się rozjaśniło dopiero pod koniec dnia |
|
Przydomowa stacja paliw... |
|
Pralnia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz