Jeśli chodzi o śniadania w naszym resorcie to nie było za dużego wyboru, były 4 rodzaje- amerykańskie, rosyjskie, francuskie i oczywiście tajskie. Z reguły jedliśmy to amerykańskie, bo było najbardziej pożywne. Po śniadaniu wybraliśmy się od razu na plaże mając nadzieję, że w końcu pogoda się zmieni na lepszą. Znaleźliśmy też wcześniejsze zejście na plażę i mały uroczy sklepik prowadzony przez tajskie małżeństwo.
Z początku było pochmurnie, ale późnym popołudniem wyszło słońce i rozgoniło chmury, wiec cały dzień spędziliśmy na plaży pływając, zbierając muszelki, szukając krabów i wypoczywając. No i oczywiście mieliśmy towarzystwo- tutejsze pieski przybiegly do nas prosząc o coś do jedzenia. Szukały też jakiejś zabawy, bo chętnie aportowały i szukały patyków w wodzie. Potem wykopały sobie dziurę i wszystkie patyki, które zostały przeze mnie rzucone, zręcznie wyłapały i zakopały w owej dziurze.
I to by było na tyle z tego dnia, zresztą zobaczcie zdjęcia, one na pewno są ciekawsze:
|
Spacer jeszcze z parasolką |
|
Muszelki |
|
Sklepik |
|
Słońce wychodzi! |
|
Sklepik ruchomy |
|
Bitwa o patyk |
|
Szukając gekonów natrafiliśmy na skorpiona... |
Śliczne zdjęcia... Czekam na dalszy ciąg wakacyjnych przygód.
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
OdpowiedzUsuń