Piątek, w końcu… Już myślałam, że weekendy wykreślili z
kalendarza tak mi się ten tydzień dłużył.
Spać, wstać, wyszykować się, iść do pracy, pracować, iśc do
domu, szykować się do spania, spać.
Tak to jest jak pracuje się w Singapurze na czas europejski.
A więc piątek, tym razem niestety sama siedzę sobie, sączę
drinka, cisza, spokój..
Zaraz zaraz, wróć! Jaka cisza?!
Jest 1.30 w nocy.
Wyglądam przez okno, sprawdzić co to za hałas. Naprzeciwko naszych
okien jest wielkie centrum handlowe ION Orchard, które tętni życiem całą dobę.
Za dnia, a szczególnie w wekendy odwiedza je masa Singapurczyków, w nocy
natomiast odwiedza jest mnóstwo aut dostawczych lub innych tałatajstw, które
zakłocają ciszę nocną.
Ale dziś jest taka kolejka ciężarówek jakiej nigdy tu
jeszcze nie widziałam.
Ma się wrażenie, że wymieniają zaopatrzenie każdego sklepu z
osobna.
A teraz właśnie przejeżdża czyszczarka ulic z wielkiem
hukiem, poruszająca się do tego pędem ślimaczym.
Powoli zaczynam dochodzić do wniosku, że nasze wrocławskie
hałasy (kłótnie sąsiadów, bijatyka i pijaństwo na parkingu pod oknem) są niczym
w porównaniu z ilością decybeli doświadczanych przez moje uszy w Singapurze.
A no i jeszcze można by wspomnieć nocną wymianę rur na
Orchard Road, gdzie panowie ryli asfalt, kładli kawałek rury, położyli asfalt i drugi kawałek kładli następnej nocy. I tak przez bite 3 miesiące.
Do niedawna myślałam, że nic mnie tu już nie zdziwi.
Ale w przed dzień singapurskiego Święta Narodowego, w samym
środku nocy zerwałam się z łóżka. Na początku nie miałam pojęcia co się stało,
ale po chwili pomyślałam, że to chyba wyścigi.
Ale w Singapurze? W takim bezpiecznym i spokojnym państwie
miały by się odbywać nielegalne wyścigi samochodowe?
Poszperałam trochę w internecie i okazało się, że nie byłam
jedyną, którą obudziły ścigające się auta.
Mianowicie jedna osoba mieszkająca niedaleko, w Four Seasons
Hotel dzwonila kilka razy na policję (tzw. Traffic Police) i czekała aż przyjadą.
Nie było ich dosyć długo, w końcu się pojawili, a gdy osoba zgłaszająca zaczęła
mówić, że to właśnie ona to zgłaszała, policjanci powiedzieli, że przyjechali
do innego zgłoszenia..
Niestety zdarza się, że przez ludzką bezmyślność na drogach giną
niewinni.
Taki poważny wypadek miał miejsce w maju tego roku, gdy
31-letni Chińczyk przejechał na czerwonym świetle swoim Ferrari. Niestety wbił
się dosłownie prosto w taksówkę, która uderzyła motocykl. Sprawca wypadku
zginął na miejscu, a pasażerka i kierowca taksówki zmarli w szpitalu.
Młoda kobieta, pasażerka Ferrari oraz motocyklista odnieśli
ciężkie rany, ale przeżyli.
Możliwe, iż tutejsza policja i rząd nic sobie z tych
wyścigów nie robi, bo stały się one niecodziennym hobby bogatych
Singapurczyków. Także przymyka się oko na ich wybryki i traktuje się, jakby
żadnego problemu nie było. A szkoda, bo niewinni płacą tu najwyższą cenę –
swoje życie.
Widziałem filmik - straszne!!!!! Widać idiotów nigdzie nie brakuje!
OdpowiedzUsuńPrawda, filmik przerażający, często jeżdżę tu taksówkami i mam stresa, szczególnie jak jade tamtym skrzyżowaniem, gdzie już kilka podobnych wypadków miało miejsce.
OdpowiedzUsuń